piątek, 12 września 2014

DIY - kamizelka w klimatach grunge

Na początku tego wpisu musicie wybaczyć mi dwie rzeczy: po 1. jestem niesamowicie zmęczona, po 2. - tyczące się strony technicznej - zdjęcia, które tu się znajdują robiłam przy użyciu różnego sprzętu i przy różnych warunkach, więc tym bardziej proszę o wyrozumiałość, jeśli widać w nich jakieś rażące różnice.
Przejdźmy do sedna.


Pewnie wiele z Was miało kiedyś ten problem (i to nie raz!) ze znalezieniem czegoś, co właśnie przyszło wam do głowy. Np. wymarzyłyście sobie (tytułową) kamizelkę, ale po obejściu miliarda sklepów okazało się, że albo ćwieki nie te, albo nie ma ich wcale, kolor nie ten, materiał nie ten... Można by tak wymyślać w nieskończoność. Najlepszym lekarstwem na tego typu zmartwienia wystarczy odrobina kreatywności i przysłowiowa 'stara szmata' do przerobienia ;)


Co nam potrzeba?
- stara, jeansowa kurtka/kamizelka (jeśli taką posiadamy. Jeśli nie - warto pobuszować po lumpeksach)
- wybielacz (niezawodne ACE)
- nożyczki
- agrafki/ćwieki (wedle uznania)
opcjonalnie (jeśli masz w sobie duszę artysty):
- farby akrylowe
- wcześniej przygotowany szablon wzoru

Od czego zaczynamy? W przypadku jeansowej kurtki obcinamy rękawy. Tak przygotowana kamizelka ląduje sobie w misce z wybielaczem i wodą (dokładne proporcje podane są na każdej butelce wybielacza, stosujcie się do nich a wszystko pójdzie tak jak trzeba*) na ok. 12 godzin. Swoją zostawiłam tak na noc, na drugi dzień rano była w zasadzie gotowa. Po wybieleniu i upraniu (bo nikt nie chce śmierdzieć chlorem) wyglądała tak:


 (dla ciekawskich, dla porównania wybielona kamizelka i jej odcięty, oryginalny rękaw)


Następne w ruch poszły akryle. W tym wypadku warto pamiętać o dobrym zabezpieczeniu samej kamizelki, swojego miejsca pracy jak i siebie ;) Teraz się okaże po co tak właściwie zbierałam w Gdańsku wydania "Metra" czy "Lechisty" - gazety pod malowanie to najlepsze rozwiązanie. Tak więc, polecam obłożyć miejsce pracy gazetami, zabezpieczyć kamizelkę przez przesiąknięciem farb na drugą stronę (wypchałam ją grubą warstwą gazet - wystarczyło) no i ubrać na siebie coś, czego nam nie będzie szkoda po kontakcie z akrylem. Dlaczego o tym mówię? Akryl jest WODOODPORNY więc jeśli zaschnie wam na ubraniach nie myślcie, że zejdzie wam po pierwszym praniu a wiem o tym z autopsji. No i nie przesadzajcie z wodą przy malowaniu pędzlem, bo inaczej farba 'rozleje' się po materiale i zostaną brzydkie plamy a tego nie chcemy. Proces malowania wyglądał mniej więcej tak:


Po wyschnięciu farby (a potrafi schnąć całą dobę) na ramionach powbijałam ćwieki i agrafki, żeby nadać kamizeli jeszcze więcej charakteru ;) No i nie zapominając, własnoręcznie zrobiony nadruk utrwaliłam żelazkiem prasując po nim przez bawełnianą szmatkę. Po tej sesji kamizelka była gotowa do noszenia i prezentowała się tak


Nosiłam ją w tym stanie kilka dobrych miesięcy, po czym stwierdziłam, że wciąż jej czegoś brakuje, więc odnalazłam kolejny pleymowzór (nie pytajcie ile czasu tego szukałam) i zupgrade'owałam ją sobie i w chwili obecnej wygląda tak i nic więcej nie planuję z nią robić ;)


To by było na tyle. Może komuś wpadnie podobny pomysł do głowy i ten mały poradnik pomoże mu w realizacji swojej wizji. Dobranoc i do następnego!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz