środa, 6 sierpnia 2014

Zmartwień artysty miejsce.

Pora na pierwszy tematyczny post na blogu. Dziś postanowiłam wprowadzić Was w swój świat, gdzie potrafię odizolować się od tego, co dzieje się wokół mnie do tego stopnia, że przy tworzeniu zapominam o tym żeby zjeść obiad/kolację (zazwyczaj konczy się to tym, że tracę poczucie czasu i ktoś musi mi zwyczajnie przypomnieć o tym, że mam coś zjeść). W skrócie, mój pokój i biurko, które zwykle nie jest wysprzątane tak jak na zdjęciach, które będziecie mieć okazję tutaj zobaczyć. Wszystko dlatego, że kieruję się zasadą "jestem artystą, nie muszę sprzątać" (w sumie to z natury jestem straszną bałaganiarą i najlepiej odnajduję się w chaosie a i lenistwo nie jest mi obce). Zatem, zarzućcie sobie dźwięki, które to zawsze niosą się stąd po całym domu i zapraszam do zwiedzania :)




Biurko - niby nic a jednak. Na nim się dziś skupiam. Stoi w miejscu do tego stworzonym. W ciągu dnia jest idealnie oświetlone i w zasadzie można robić przy nim wszystko przy naturalnym oświetleniu do zachodu słonca. Nie przepadam za sztucznym światłem, a od momentu kiedy to spaliła mi się moja ukochana, zielona biurkowa lampka ograniczyłam tworzenie po nocach do minimum, mimo, że to w nocy ZAWSZE mam najlepsze pomysły i najwięcej chęci. No ale cóż, nie zamierzam też przemęczać wzroku.
Co poza tym? W tym kącie kiedyś wisiał plakat na plakacie, teraz ostał mi się tylko jeden, w dodatku, który wisi tutaj od niedawna. Bądźmy szczerzy, wyrosłam z oklejania całego pokoju plakatami wątpliwej jakości, poczucie estetyki zmieniło mi się wraz z wiekiem i osobiście wolałabym teraz jakiś 'koncertowy' plakat oprawiony w szkło niźli kolejne wyrywane ze szmatławych pisemek dla gimbów. Wisi więc Tour Eiffel ku moim marzeniom, kilka zdjęć na dobry humor i koncertowe pamiątki. Nawet flaga Finlandii, którą z wycieczki przywiozła mi mama - dla zaspokojenia mojej gimnazjalnej fascynacji tym krajem.



Natomiast co na sammym biurku? Laptop. Koniecznie. Bez niego ani rusz. Jestem dzieckiem internetu, co z tego, że przy tworzeniu nic nie powinno mnie rozpraszać? Mam podzielną uwagę, więc często można spotkać mnie na fejsie, co z tego, że akurat rysuję? :)
Jak widać, sporą część zajmuje wszystko to, co akurat do tworzenia potrzebuję. Powód dla którego to wszystko po prostu sobie tutaj leży jest banalny. NIE MAM NA NIC MIEJSCA. Pech chciał, że kiedy wybierałam sobie meble do pokoju nie wpadłam na to, że tak to kiedyś będzie wyglądać. A przydałoby się jeszcze kilka szuflad, a tymczasem mam tylko jedną, w dodatku w której trzymam wszystkie kabelki. No cóż, chyba będę musiała na kimś wyprosić zrobienie mi szuflady na te wszystkie graty...



Przejdźmy do szczegółów. Ołówki. Kiedy stawiałam swoje pierwsze kroki w rysowaniu rysowałam czym popadnie (najtańsze ołówki HB kupowane w kiosku, a jak!) i trwało to wiele lat. Kiedyś w prezencie dostałam dwa metalowe pudełka firmy Spectrum. Jedne - typowe grafitowe ołówki, drugie natomiast - węglowe, jakkolwiek je możnaby nazwać. Pierwsze z nich skradły mi serce dwa lata temu i przez tamten okres rysowałam tylko nimi. Jedyną ich wadą było to, że często łamały się przy próbie temperowania co niesamowicie grało mi na nerwach.





Pod koniec stycznia tego roku dostałam od koleżanki, w podzięce za pomoc w projekcie, tajemnicze drewniane pudełko. Jego zawartość przerosła jakiekolwiek moje oczekiwania co do tego typu pudełek. Jeżeli ktoś nadal uważa, że miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje, to żyje w błędzie, bo po jego otwarciu zakochałam się na amen.




Bezapelacyjnie moją największą miłością stały się ołówki firmy koh-i-noor, których z powodzeniem używam od kilku miesięcy. Za każdym razem po otwarciu pudełka ich zapach roznosi się po całym pokoju, a to lubię! Poza nimi, znaleźć tu można kilka grafitów w sztyfcie, dwa papierowe rozcieracze, tzw. wiszery, temperówkę, gumkę chlebową (miałam dwie, ale jedna niestety nie nadawała się już do niczego), kilka węgielków i brązową kredę, której jeszcze nie miałam okazji wypróbować, ale wszystko przede mną. Takie pudełko to dobre rozwiązanie, pakuję je do torby zawsze, gdzie wiem, że będzie mi potrzebne i co najważniejsze, nie martwię się, że zgubię coś przez nieuwagę bo wszystko zawsze trafia na miejsce. W dodatku, przez nie oduczyłam się nosić ze sobą piórnik, więc jeśli czeka mnie poważniejsza sprawa pakuję albo to pudło albo tylko najpotrzebniejsze przybory takie jak ołówek, gumkę, temperówkę i długopis w szmaciany, wiązany pokrowiec od okularów. Na każdych studiach ten patent się sprawdza, macie gwarancję, że w torbie nic wam się nie zgubi ;)



Kolejną nie mniej ważną rzeczą jest szara aluminiowa tuba wdzięcznie upamiętniająca Euro 2012 - przykład na to, że nie warto wyrzucać starych opakowań a można przeznaczyć je na coś innego. W niej przechowuję wszystkie cienkopisy i długopisy żelowe.



Te ze zdjęcia wykorzystuję do outline'ów ale też służą mi do wykonywania szkiców na ubraniach (o tym w kolejnym wpisie). Zawsze zaopatruję się w nie w tym samym sklepie papierniczym i kupuję zazwyczaj po kilka sztuk. Są to najlepsze czarne cienkopisy jakie w życiu miałam! (Gdyby ktoś szukał, białe w czarne paski, ze złotym napisem edding 89)
W swojej kolekcji mam jeszcze kilkanaście rodzajów cienkopisów kolorowych, te z 3 pierwszych zdjęć mam z Biedry (i nie narzekam!) natomiast te z ostatniego zdjęcia zostały mi jeszcze z czasów podstawówki.

Do tego dochodzą jeszcze markery, zakreślacze i kilka flamastrów, które tak naprawdę zebrałam przypadkowo. Wszystkie wykorzystuję do bardziej komiksowych prac ale też, od niedawna, do tworzenia graffiti na papieprze, a tak, by spróbować czegoś nowego.




Na sam koniec zostawiłam sobie coś, czego nie używam od wielu lat - kredki. Ostatnio zadałam sobie tego trudu by spróbować coś nimi stworzyć. Trochę z marnym skutkiem, może to dlatego, że jestem bardzo krytyczna wobec siebie albo po prostu nie umiem nimi cieniować. W każdym bądź razie kredki w moim wyposażeniu artystycznym są od zawsze i nie zamierzam się ich pozbyć. Używam głównie tych firmy Milan i Lyra. Te drugie przypodobałam sobie bardziej ze względu na intensywne kolory i ich trójkątny kształt. Polecam.



A, właśnie, mam jeszcze dwa pudełeczka kredek Spectrum, jednak je wypróbowałam chyba tylko raz w życiu i to w dodatku nie wszystkie. Tak więc leżakują sobie spokojnie i czekają na swoje 5 minut.




Na dziś to wszystko. W kolejnym poście postaram się opowiedzieć o mojej drugiej pasji jaką to jest WSZELAKIE przerabianie ubrań. Zamieszczę kilka zdjęć tego, co już przerobiłam, co by nie było, że ściemniam ;) Do napisania!

2 komentarze:

  1. Może ja zrobię ten minutowy dokument o Tobie skoro umiesz napisać tyle o flamastrach :D a w tle "kolorowe kredki w pudełeczku noszę..." !

    OdpowiedzUsuń